początek.

 Chciałam pisać o sierpniowych długich dniach, o zachodzącym słońcu i chłodnym powiewie na balkonie, o kwitnących łubinach i szumie fal, o krzyczących mewach i zielonej soczystej trawie, ale... zaskoczył mnie wrzesień. Nagle zapukał do drzwi, powiało zimnem i deszczem. Błękitne niebo ubrało się w puszysty, stalowy, miękki płaszcz, a szczyty gór schowały się pod puchatą kołderką.
Jesień.
Zawsze cieszyłam się na jej nadejście, niosła z sobą tyle inspiracji i powietrza, przestrzeni... Jednak w tym roku żal mi lata. Tak bardzo będzie mi brakowało słońca, zwłaszcza tu, w tym dalekim ciemnym kraju. Jedyne, co można zrobić to pokolorować sobie samemu ten świat, otulić się wełnianym szalem i zanurzyć w słodką woń ulubionych perfum. Jedyne, co można zrobić, aby choć trochę oddalić nieuchronny smutek to odnaleźć tę inspirację, zająć umysł tym co piękne, tym co dobre. Przetrwać. Chłonąć to, co ciemno-szare i przetwarzać na jesienną, lekko przydymioną, nową paletę barw.
Wrzesień.







Komentarze