Myślę, że nie skłamię jeśli powiem, że większość z nas dzieli sobie czas na kawałeczki. Niczym tort, zjadamy go po kawałku, albo częstujemy innych. Jedna dekada, druga dekada, trzy lata, sześć miesięcy, rok, miesiąc. Tydzień. Życie odliczane tygodniami. Nasz cały świat opisany cyferkami.
Ja chyba jestem z tych, co odliczają tygodniami. Łatwy podział na trzy części: pierwsza - gorsza połowa tygodnia, druga - lepsza połowa tygodnia i weekend. Mój tort jest zatem pocięty na olbrzymią ilość kawałków. Niektóre z nich miło by było zatrzymać na dłużej, przetrzymać, nacieszyć się nimi. Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Stare jak świat powiedzenie, a jakże prawdziwe.
Znowu wrócę do tego krótkiego ulotnego lata, ale właśnie nadejście jesieni tak bardzo o tym wszystkim przypomina. Ucieka nam dzień za dniem, tydzień za tygodniem, niedługo znowu święta, śnieg, a potem pierwsze roztopy i wiosna. Wydaje się, że nic się szczególnego nie dzieje, że tak po prostu ma być. Ale kiedy przyjrzeć się swojemu życiu z dystansu, to jest w nim ciągle tyle zmian. Mamy więc dwie perspektywy, jedną spod lupy: dzień po dniu, weekend po weekendzie i tę z daleka: od jednej zmiany do drugiej zmiany. Wszystko sprowadza się do wyliczania, odhaczania. 
Czy ludzie zawsze tak żyli? Czy to tylko kwestia naszych czasów? Czy to tylko ja tak to widzę? 



Komentarze

  1. A wiesz, ze ostatnio mialam dokladnie takie same przemyslenia. Tak sobie odliczamy, co roku oczekujemy tych samych wydarzen, jest pewna powtarzalnosc i tak sobie mija zycie, niby na co dzien nic specjalnego, a patrzac z perspektywy czasu, tworzymy kawal ciekawej historii. Czy waznej, czy potrzebnej wszechswiatu? Mysle, ze tak...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

dodaj trzy grosze...